Antysidór reaktywacja

czwartek, 8 stycznia 2015

Błędne ogniki.

Notka 11

   Błędne ogniki - tak się nazywają światełka, widywane w niektórych miejscowościach nocami w powietrzu niewysoko nad ziemią. Czytelnik nasz, pan Masiewicz, pisze, iż zjawisko to bardzo często ukazuje się w parafjach Tyrkszlewskiej, Siadzkiej i Żewielańskiej w powiecie Telszewskim. Podczas ciemnych, a szczególnie mglistych nocy jesiennych w miesiącach październiku i listopadzie od godziny 9-tej wieczorem do 5-tej rano wnoszą się tam od ziemi albo i od wody, i chodzą mniej-więcej na wysokość pół sążnia światła kształtu dużego pęcherza, a czasem tak wielkie jak przetak. "Nieraz idzie takie światło wprost przez staw głęboki, - powiada wspomniany czytelnik, - chodzi po naszem polu, po gumnisku i około budynków, jakby szukając czego. Czasem spotkawszy się z człowiekiem ustępuje mu z drogi, albo leci obok niego niby towarzysz, a gdy człek wejdzie do chaty, ono wędruje dalej swoją drogą. Opowiadają, iż szła jedna dziewczyna służąca do rodziców, a błędny ognik jej towarzyszył. Gdy doszła do wrót, ognik wpadł jej na twarz i oparzył ją tak, iż ksiądz proboszcz Laskowski, dziś już nieżyjący, ledwie ją wyleczył.
   "Ja dopiero czwarty rok mieszkam w tej okolicy, ale już dużo napatrzyłem się na te zjawiska. Raz w listopadzie widziałem nawet jak takie światło szło przez nasze gumnisko przeciw silnemu wiatrowi. Niejeden też opowiada różne dziwne przygody wskutek spotkania się z błędnymi ognikami." Wierzyć jednak wszystkiemu, co mówią, nienależy, bo wiadomo, że ludziska najczęściej lubią przesadzać, bajki tworzyć i podawać je za rzecz prawdziwą. Ale w każdym razie " zjawisko to bardzo zajmuje każdego i robi na ludziach wielkie wrażenie; dlatego więc postanowiłem prosić pana Pisarza Gazety Świątecznej, aby wyjaśnił, zkąd się te światła biorą."
   Dobrze uczynił pan Masiewicz, że to widywane przez siebie zjawisko opisał i tym sposobem do wiadomości ogółu podaje. Gdyby tak wszyscy postępowali, dopomogliby ludziom uczonym wyjaśnić dokładnie tworzenie się błędnych ogników. Aby jakąś rzecz zbadać, ludzie uczeni dobrze i często jej się przyglądają i robią z nią różne próby, doświadczenia. Tymczasem błędnych ogników w ten sposób uczonemu badać niepodobna, bo ukazują się one rzadko gdzie i kiedy, i szybko znikają nie pozostawiwszy żadnego śladu po sobie. Niejeden przez całe życie ani razu tego zjawiska nie oglądał. Nam się zdarzyło widzieć je raz tylko w październiku 1868 roku pod wsią Kamieniem w gubernji Wileńskiej: Były to jakby płomyki niebieskawe, wielkości szklanki, podobne do płomienia palącego się spirytusu, a zjawiały się raz po raz i przesuwały ponad mokrą łąką.

   Otóż dla należytego zbadania błędnych ogników, każdy, komu się trafi widzieć je z bliska, powinien im bacznie się przyglądać, robić z niemi doświadczenia i potem dokładną o nich wiadomość przysyłać do gazet. Trzeba mianowicie zważać na to, z jakiego gruntu one się wydobywają, jakiego są koloru, jak długo jeden ognik trwa i t.p. Jeśli jest blisko, to można do niego przytknąć na przykład źdźbło suchej słomy, albo kawałek papieru, lub wreszcie choćby rękę, i przekonać się, czy on pali lub grzeje, czy też jest zimny.
    Podobne doświadczenia nie raz już robiono, ale jeszcze było ich za mało na to, aby się upewnić o naturze błędnych ogników. Bywają ogniki te niebieskie, fijoletowe, czerwone i żółte. O niektórych przekonano się, że nie grzeją i nie palą. Zdarzyło się raz jednak spotkać pewnemu uczonemu taki ognik, że zapalił o niego kawałek papieru.
    Błędne ogniki ukazują się zwykle ponad mokrym gruntem, nad bagnami, torfowiskami i wodami stojącymi, w ogóle w takich miejscach, gdzie w ziemi lub w wodzie gniją jakieś rośliny, drzewa lub ciała zwierzęce.
    Z rzeczy gnijących wydobywają się różne uloty, które wychodzą następnie z ziemi i wody i unoszą się w powietrzu. Niektóre z nich można czuć nosem, bo pachną mocno. Dlatego padlinę czuć z daleka. Niektóre z tych ulotów są takie, że jak przytknąć do nich ogień, to się zajmą płomieniem. Często takie uloty wyskakują bulkami z pod wody stojącej na zagniłych bagnach i w kanałach, gdy w dno wtykać koniec kija. Jeśli wiatru nie ma, a nad takimi bulkami będziesz trzymał ogień, to możesz zobaczyć, jak owe wyskakujące z pod wody uloty będą się zapalały.
    Są znowu uloty zawierające w sobie fosfór, ten sam, z którego robią się zapałki; otóż takie uloty mogą same zapalać się w powietrzu i płonąć szybko silnym, palącym płomieniem, albo też wolno, wydając słabe światło i nie grzejąc wcale. Jeśli to się dzieje w nocy, widać wtedy ogniki w powietrzu. Podobnierz widzimy nocą, jak się świecą główki zapałek, które robią się z fosforu. Fosfor na zapałkach tak samo jak i w ulocie wyskakującym z ziemi lub z wody, łączy się potrosze z powietrzem i od tego płonie wolno, wydalając słabe światło.
    Płonące tak uloty mogą stać w miejscu, a mogą się też i poruszać, przelatywać z wiatrem. Błędny ognik idzie nieraz obok człowieka, albo za nim, jakby go gnał, albo przed nim, jakby uciekał, a wszystko to od wiatru, co go człowiek czyni swoim chodem.
    Najdziwniejszym zjawiskiem było opisane wyżej posuwanie się błędnego ognia pod wiatr. Mogło to jednak tylko tak wydawać się dla oczu, jeśli patrzący sam jechał albo biegł z wiatrem, a ogień stał w miejscu lub szedł wolniej. Mógł zresztą i wiatr kręcić się między budynkami lub drzewami, a w takim razie musiałby pędzić z sobą i błędny ognik nie w tą stronę, w którą wiał na polu. Gdyby zaś błędny ognik posuwał się naprawdę pod wiatr, zjawisko to byłoby tem ciekawsze dla badań naukowych. Przede wszestkiem jednak trzeba, żeby ludzie, którym zdarzy się w przyszłości błędne ogniki widywać, zwracali baczną uwagę na kierunek wiatru i czy one zgodnie z wiatrem się posuwają.
    Również warto baczyć i na inne objawy przy tem zjawisku. Niektórzy ludzie podobno słyszeli w błędnych ognikach szmer lub trzask; innym udawało się jakoby chwytać je rękami i znaleźć w nich jakąś wilgotną, galaretowatą masę. Wszystko to jednak są rzeczy niepewne; otóż przy sposobności niech je sprawdza każdy, komu uda się z błędnymi ognikami spotykać.
    Ludziska, co prawda, boją się tych ogników. To gawędzą o nich jako o strachach, to nazywają je "omętrami" (gieometrami), którzy nie mają spokoju po śmierci i błądzą po gruntach fałszywie pomierzonych. Są i tacy, co zobaczywszy błędny ognik wydobywający się z ziemi, mówią, że pieniądze się palą, i potem skarbu w tem miejscu szukają. Ale wszystko to są bajki niemądre. Niech się tych ogników boji ten, kto nie wstydzi się być tchórzem; niech się ich boji człek zupełnie ciemny i w dodatku głupi. Ale kto ma choć trocha rozumu, bać się ich nie powinien, boć niema czego. Co zaś do skarbów - choć i to bajka, jak inne, niewielka jednak szkoda, jeśli kto chcąc ich szukać wykopie dół w tem miejscu, gdzie błędny ogień zobaczył. Tym sposobem może czasem trafić na szczątki drzew lub innych roślin gnijących, zwierząt, albo ciał ludzkich, a wtedy się przekona, z czego wydobywały się owe płonące w powietrzu uloty.


Artykuł  z roku 1894.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz