Antysidór reaktywacja

niedziela, 11 stycznia 2015

Wielki wąż morski. 1837 rok.

Notka 18
 
  We wszystkich czasach podróżnicy i badacze przyrodzenia wzmiankują w rozmaity sposób o wielkim wężu morskim, morza północne naznaczając mu za mieszkanie. O tem okropnem stworzeniu Pismo Święte w wielu miejscach wspomina, jak np. w pierwszej księdze Mojżeszowej, w proroctwach Izaijasza, oraz w księdze Joba. W starożytnej mytologii greckiej, jak niemniej skandynawskiej, ważne zajmuje on miejsce. Liwiusz historyk rzymski, mówiąc o wojnie punickiej  wspomina go; Ptolemeusz twierdzi, iż sam widział podobnego, jeszcze żywego, węża w Aleksandryi; Dyodor sycylijski o takimże powiada, co miał się na brzegach morskich znajdować, i całe trzody pożerał. Wzmiankuje też o nim Pliniusz w swej nauce przyrodzenia. Bardzo ciekawym jest opis tego potwora, jaki Belleforest w księdze pod nazwaniem "Opisanie świata" podaje. Podług niego, miał on być niezmiernej wielkości, odziany łuską, i nadzwyczajnie ruchawy. Uderzał na baty i małe okręty, kruszył je siłą ciała swojego i pożerał znajdujących się na nich ludzi.W chwili właśnie takiego zatrudnienia, przedstawia go nasz rysunek. Głowa jego podobna była do wilczej, z małemi w tył podanemi uszyma, i ogromnym w kształcie strzały zakończonym językiem. Dobroduszny Belleforest utrzymuje, iż on mógł zdruzgotać statek z taką łatwością, z jaką my orzech rozgruzamy. Lud norweski długi czas wierzył, a podobno teraz jeszcze wierzy, w bytność węża morskiego. Skaldowie czyli starożytni skandynawscy wieszcze, pieśni mu poświęcali; a jeden z późniejszych poetów, Piotr Dass; zostawił dokładne jego opisanie, które jest nader zajmującem i ciekawem. Powiada on, iż długość tego węża 600 stup dochodziła, i że był twardym pancerzem ze lśniącej się łuski odziany; głowa jego miała podobieństwo do końskiej, oczy iskrzące się, czarne, a ogromna grzywa tysiące iskier sypała. Język jego we wszystkich opisach w kształcie strzałowatym był przedstawiany. Dawne księgi zawierają mnóstwo rysunków, węża tego przedstawujących, które jednak, w pojedynczych częściach ciała od siebie się różnią, chociaż w istotnych jego przymiotach wszystkie się zgadzają. Znajduje się stare i nadzwyczajnie rzadkie dzieło, napisane przez niejakiego Hoppeliusa, pod nazwaniem: "Mundus mirabilis"; tam natrafiamy, że taki wąż morski w roku 1656 stycznia 6, po jednej powodzi w Norwegi się ukazał; następnie w rzekach Mios i Banz przebywał, i z tamtąd nakształt wielkiego statku napowrót do morza odpłynął. Wycie jego było tak przerażającem, iż gdy się w morzu pogrążył, natychmiast wszystkie ryby od brzegów odpłynęły; a przez kilka tygodni połów odbywać się niemógł, tak dalece, że rybacy w ciężkiej potrzebie zostawali. Nikt nie odważył się ze statkiem swoim na może wypłynąć, lub się po brzegu przechadzać, w obawie, aby przez okropnego węża napadniętym nie został. Według innych opisów, ten potwór na 200 stup był długi a 20 gruby; przebywał na jałowych skałach w bliskości miasta Bergen, z których przy świetle księżyca spuszczał się na doliny, i trzody pożerał; w końcu, odpłynął na morze, i tam statki ze znajdującymi się na nich ludźmi napastował. Był to tenże sam potwór, którego widzaiała osada okrętowa, co Pawłowi Egede w drugiej jego podróży do Grenlandyi towarzyszyła. Dnia 6 czerwca postrzegli majtkowie jakieś straszydło, które w pobliżu ich do wysokości wyrównywającej połowie masztu, nad powierzchnią morza się unosiło; miało kończatą głowę, z otworem u wierzchu, z którego potok wody wytryskał; płetw mu wprawdzie brakło, lecz w miejscu ich, nadzwyczajnie długie miał uszy, jakiemi niby skrzydłami uderzał, aby wierzchnią część ciała w prostej utrzymać postawie; pogrążając się do wody, tak się zwinął, iż chwilowe wszystkie łuskowate jego części postrzec się dały. Powiadają że później wąż podobny przy Orkadzkich ukazał się wyspach; jednak długość jego 80 stóp tylko dochodzić miała; szczególnie odznaczał się najeżoną grzywą, która jak utrzymują, o zmroku światło z siebie wyziewała. Szkoccy badacze przyrodzenia najwięcej się zajmowali tym morza olbrzymem, i nawet w dziełach swoich o histiryi naturalnej osobne mu naznaczyli miejsce, a licząc go do rodzaju ryb zwanego ludojadem, w gatunku noszącym imię największego umieścili. W późniejszych jeszcze czasach, bytność tego olbrzymiego wód mieszkańca, nowego wiaropodobieństwa nabyła; mianowicie z powodu osobliwszego zdarzenia, które się przed dziesięcią laty w Zjednoczonych stanach Ameryki północnej przytrafiło, i o jakiem miejscowe gazety, oraz jedno z pism czasowych angielskich, rozmaicie doniosły. Uprzednio jeszcze w zatoce Gloucesterskiej, wielokrotnie postrzegano jakieś niezwyczajne zwierzę; w roku zaś 1817 w miesiącu sierpniu, na odległość 30 mil od Bostonu, tak się wyraźnie pokazało, iż mu nawet dobrze przypatrzeć się można było. Powierzchowność tego zwierzęcia zupełnie postaci węża odpowiadała, przyczem ruchawość niezwykłą posiadał; podczas ciszy, i dnia jasnego, wypływał na powierzchnię morza, zwijał się w liczne pierścienie, i napowrót w glębiach się pogrążał. To zjawisko sprawiło w Ameryce wielkie wrażenie. Z tego cośmy dotąd powiedzieli, wyraźnie postrzegamy: iż między tym okropnym wód mieszkańcem, i owym potworem, o jakim głoszą norweskie podania, pewne podobieństwo i związek zachodzą, w czem jednak żeby dojść prawdy, wyobraźnię naszą na wodzy trzymać należy. Także utrzymują, iż całkiem podobne zwierze, pokazywało się w rozmaitych czasach na brzegach angielskich niedaleko Plymouth. Słyszano o nim mówiących wielu żeglarzy i rybaków,utrzymujących, iż tego potwora naocznie widzieli, a powieści ich wszystkich, bardzo się z sobą zgadzały. Przy tem uwarzać nalerzy, iż podobne zjawiska w nowszych czasach, wyłącznie się tylko przy amerykańskich i brytyjskich brzegach okazały.
   Jeszcze pod względem rzeczywistego, czy też urojonego bytu tego ogromnego mórz potworu, przytoczymy świadectwo jednego z naocznych widzów, w 1819 roku sierpnia 16 podane. Autor jego powiada: iż gdy z rodziną swoją miał odpłynąć z Bostonu do Nahantu, w drodze, doniesiono mu, iż przeszłego wieczora ów głośny wąż morski, niedaleko wybrzeży się ukazał, i że teraz właśnie dla śledzenia go, wiele ludu zebrało się na brzegach. Piszący dodaje, iż szczęśliwem zdarzeniem miał przy sobie wyborny dalekowidz, za pomocą którego, razem z ludem brzegi napełniającym w niedalekiej od siebie odległości samegoż zwierza ujrzeli; głowa jego wznosiła się o trzy stopy nad powierzchnią wody, ciało zaś składały czarne łuskowate pierścienie czyli skręty, których do 13 naliczył. Potwór trzy razy wzdłuż zatokę z nadzwyczajną chyżością przepłynął, i na kierunku drogi woda okryła się pianą od uderzeń ciała jego wzniesioną. Podług zgodnych powieści wszystkich patrzących, miał on od 50 do 60 stóp długości; lecz z powodu głębokich brózd, co się za nim ciągnęły, nie można było ze ścisłością oznaczyć miejsca do jakiego ciało jego dochodziło; przytem, to pewną przestrzeń pod wodą przepływał, to znów chwilowo tylko w pojedynczych zwojach nad nią się unosił. Opowiadający utrzymuje, iż to osobliwe i ogromne zwierze, przynajmniej przez godzinę czasu widzieć się dawało. Przy Nahancie ukazał się jeszcze raz drugi, i znowu mnóstwo ludzi aby go widzieć na brzegi się skupiło. Wówczas tak się już zbliżył, że oczy jego ogniem jaśniejące odróżnić można było. Wszyscy widzowie w tem się zgadzają, że to zwierzę, ani wielorybem, ani potfiszem, ani też jedną z wielkich ryb morskich być nie mogło; gdyż wszystkie te zwierzęta, falistych i wijących się ruchów całkiem nieposiadają.
   Dopiero jednocząc te postrzeżenia rozmaitych podróżników; i porównywając owe dawne bajeczne, a nieskończenie dziwne podania, z powieściami czasów późniejszych, o istnieniu owego ogromnego dotąd nieznanego węża, taki tylko niewątpliwy wniosek zrobić możemy: iż podobną do prawdy jest rzeczą, że w niektórych morzach jakieś do tych opisów zbliżone zwierzę być mogło, które się jednak bardzo rzadko ukazywało; i że nawet dotąd jeszcze w znacznie uszczuplonej liczbie znajdować się może. Czyliż nie mamy na ziemi olbrzymiej wielkości połoza (boa constrictor), który często długością 40 stóp dochodzi: dla czegożby wody, jeszcze większego stworzenia postaci wężowej mieć niemogły, zwłaszcza, iż wiemy z doświadczenia, że morze w łonie swojem żywi zwierzęta daleko większe od tych które lądy zamieszkują? Nadto dodać należy, iż nietylko samo morze z powodu swej obszerności dopuszcza istnienie podobnego węża, lecz nawet wspierając się na powieściach z czasów bliższych, i w rzece Amazonce podobne zjawiska się wydarzały; chociaż być może, iż ocean jest właściwem ich miejscem pobytu, i że tylko chwilowo rzeki wielkie odwiedzają. Obyśmy z wymienionych tu szczegółów poznali, jak wielkie i niezbadane w rozmaitości swych tworów jest przyrodzenie, i jak wiele podobno jeszcze pozostaje, co zaledwie od późnych pokoleń poznanem będzie, a czego bytność przy teraźniejszych naszych wiadomościach, tak się nam bajeczną wydaje, jak owe dziwne podania wieków upłynionych, które najczęściej, za niedorzeczne tylko wymysły uważać zwykliśmy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz